czwartek, 30 stycznia 2014

Kiedy dorosnę zostanę... elfem

Wtorek  28.01.2014
Jak zwykle obudziłąm sie o 6.00 (zawsze mam tak ustawiony budzik, ale czy tak wstaję to już zależy). Moje włosy były ułożone w artystyczny nieład. Po rozczesaniu ich poszłam zjeść jogurt.  W tym czasie obudziła się moja siostra i zaczęła spiewać "Taking the Hobbit to Isengard", znowu -,-. Mam już tego dość. Ma 20 lat, chce być elfem (z resztą ja też, ale o ona ma 20 lat)
i kocha Orlanda Blooma. Jej miłość ( i moja też ).  Gdy mnie zobaczyła zaczęła się śmiać. Od razu wiedziałam o co chodzi. Poszłam do łazienki przejrzeć się w lustrze. Ponownie zobaczyłam na swojej głowie niepoukładane włosy. Ja tak mam. Czeszę się raz, idę coś zrobić i moje włosy powracaja do pierwotnego stanu. Dlatego zawsze, jak przyję do szkoły idę sobie zrobić koczka.
W szkole nic się nie działo, po za tym, że razem z koleżankami rozmawiałyśmy o chłopakach i innych dziewczyńskich tematach.
W domu moja siostra dalej zadręczała mnie Hobbitem. Bardzo lubię te filmy i książkę i ogólnie, ale to jest już lekka przesada. Człowiek chce mieć chwilę spokoju, a jego siostra nie wiadomo skąd pojawia się w jego pokoju i zaczyna cytować. Masakra.
Środa 29.01.2014
Wstałam i pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy to "jeszcze jeden dzień oprócz tego". Nie mogłam się doczekać. Dla odmiany do szkoły przyszłam w szkłach kontaktowych. Niektórzy mówili, że fajnie mi, a inni... no wiecie. Na drugiej lekcji zaczęła mnie boleć głowa. Potworna migrena. Postanowiłam się tym nie przejmować i zajęłam się rysowaniem tatuażu "pokemona" mojego kolegi z ławki. Jedna moja głowa dawała mi... jakieś tam znaki. Zawsze mi się myli z "siwymi" ale to nie to.
Wróciłam do domu i pierwsze co zrobiłam to ściągnięcie tych głupich szkieł. Jak ja wytrzymam w  nich przez tydzień na nartach?
Czwartek 30.01.2014
Ostatni dzień szkoły przed feriami. Od rana chodziłam podniecona. Nie mogłam się skupić. Szalałam jak dzika. Cały czas w myślach mówiłam "o 16 będziesz wolna, nie licz angielskiego dodatkowego".
Na informatyce pan (nauczyciel) powiedział do mnie "Ola, właśnie dowiedziałem się, że wiesz co to jest śledziona". Ja sobie pomyślałam "fajnie, ale o co chodzi?". Potem dodał "tylko nie chodzi o twoją śledzionę, tylko kogoś innego". Zaczęłam kojażyc fakty. Dwa lata temu albo trzy na feriach (w Austrii) mój kolega jadąc ze stoku nabił się na słupek i w efekcie stracił śledzionę. Mój tata i jego tata jako iż są lekarzami ratowali go. Tylko skąd mój nauczyciel o tym wiedział? Trochę się zmartwiłam, puls mi przyśpieszył, ręce zaczęły się trząść tak, że nie mogłam nic napisać i stałam się blada jak ściana. Ja tak sie przerażam. Jak byście mnie czasem soptkali to się nie zdziwcie jak coś takiego zobaczycie. Na końcu lekcji zapytałam się skąd on o tym wie. Okazało się, że on jest pacjentem mojej przyszywanej cioci, która jest mamą tego kolegi. Świat jest mały.
Chyba juz nic mnie nie zdziwi.
W@riAtKa


2 komentarze:

  1. Bardzo ciekawy blog. Moje włosy robią dokładnie to samo. Dlaczego nie piszesz?

    OdpowiedzUsuń