wtorek, 14 stycznia 2014

Jakie te dni by nie były i tak były do czterech liter

Poniedziałek 13.01.2014
Jak zwykle wstałam (ledwo) i zmierzyłam ku szafie. Nim ja otwarłam minęło sporo czasu. W końcu po długim namyśle i stwierdzeni, że "nie mam się w co ubrać" poszłam dalej. Moja łazienka jak zykle była zajęta przez moją siostrę, dlatego pognałam do kuchni. Otworzyłam lodówkę i wyciągnęłam jogurt. Szybko go zjadłam i zobaczyłam, że wrota do mej łaźni zostały otworzone.... (Potem jest część jak się myję itp. A później idę na przystanek... Nic ciekawego.) Jak zwykle Autobus się spóźnił. Kiedy wsiadłam do niego zobaczyłam mego stałego towarzysza w podróży do szkoły. (Oszczędzę Wam akcj, w autobusie tyle się działo, ale to jest zbyt nudne by Wam to opisać). I w końcu weszłam do szkoły. Z głupim uśmiechem na twarzy otworzyłam me królestwo, w którym prawie nic nie mam. Przebrałam buty i razem z koleżanką ruszyłyśmy ku naszej klasie, a właściwie jej drzwiom. Rzuciłam swój plecak na podłogę i usiadłam koło niego. Potem jeszcze raz zeszłam do szatni zobaczyć czy ktoś nie przyszedł. Była moja koleżanka. Usiadłam koło jej szafki. Ona zapytał mnie czy ja znam taką bajkę o takim jajku, które spadło i sie potłukło i nik nie mógł go poskładać. Przez pół godziny nie chciałam w to wierzyc, że taka bajka może istnieć, ale potem no cóż. Lekcje minęły wyjatkowo szybko. Poszłam na autobus. Oczywiście się spóźniłam,, ale nie czekałam sama była moja koleżanka i jej kolega. Ten dzień nie był dość ekscytujący. Nic się nie działo. Wróciłam do domu, zjadłam obiad przy okazj oglądnęłam "Rozmowy w Toku". To jest dzikie, ale zawsze po szkole albo cos takiegooglądam, albo gram w jakieś skaczące żelki aby moj mózg odpoczął. Zaczęłam się uczyć i po tem czytać "najpiękniejsza i najlepszą lekturę pod naszym wielkim i świecącym Słoncem" - a mianowicie Krzyżaków. Czułam, że ta nocka będzie długa...
Wtorek 14.01.2014
Nie będę opisywać jak wsaję bo to już wiecie i jak idę do szkoły też wiecie. Nie miałm zamiaru opisywać tego dnia wszkole, ale było dużo głupich sytuacji. Rano przyszłam i wyglądałam jak upiór. Byłam śliczna rzecz jasna. Następnie przyszła moja koleżanka i dała mi jakiegoś cukierka (przynajmniej tak myślałam). Po chwili zaczęłam się prawie dusić i cichym głosem zapytałam co to jest... to było coś z Wasabi. Oczywiście ja ostatnia sierota nie zwróciłam uwagi, że na opakowaniu pisze Wasabi. Ja nienawidze Wasabi, moje gardło jest bardzo delikatne. Potem nic nie było takiego fajnego... I na ostatniej przerwie razem z moją BFF poszłyśmy do innej klasy, tam gdzie jest mój obiekt westchnień. Nie było go, ale od tajnych źródeł otrzymałyśmy wiadomość, że znajduje się w pobliżu sali informatycznej. Iść tam? Boże jaka ja jestem nienormalna. Już idę i idę. Moja BFF mnie ciągnie za rękę kiedy na swej drodze napotykam otwarte drzwi do toalety i postanawiam tam wejść. Moja koleżanka szła dalej i przez chwile nie skapnęła się, że idzie sama, ale jak to już zobaczyła to miała groźną minę. Taką straszną. Miała takie duże oczy, które mówiły mi - ja z tobą nie wytrzymam. Po powrocie ze szkoły wrócili moi rodzice.  W moim domu zaczęło śmierdzieć. Wyszłam z mej komnaty tajemnic i poczułam zapach przyprawiający o mdłości. Po chwili zapytałam się taty co tu tak śmierdzi i okazało się, że mój ojciec jest fanem kadzidełek. Tak gdzieś do 23 smierdziało nimi. Ledwo zasnęłam. Mój tata mówi, że to zdrowe, ale ja nie jestem jakoś do tego przekonana.

Nie mogłam wytrzymać i musiałam to dodać
W@riAtKa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz